Opcje widoku
Powiększ tekst
Powiększ tekst
Pomniejsz tekst
Pomniejsz tekst
Kontrast
Kontrast
Podkreślenie linków
Podkreślenie linków
Deklaracja dostępności
Deklaracja dostępności
Reset
Reset

WYCIECZKA DO HISZPANII

WYCIECZKA DO HISZPANII

Wycieczka okiem nauczyciela…

 

    Na wstępie muszę się do czegoś przyznać… Jako domator nie byłam szczególnie zachwycona pomysłem, że mam jechać jako opiekun na wycieczkę szkolną do Barcelony. Teraz z perspektywy czasu odczuwam wdzięczność i wiem, że było warto, ale…

 

Po kolei… ;)

 

    Na chwilę przed zbiórką dostaję taką wiadomość od mamy mojego ucznia z klasy – fotka.

Dobra, nie mogę się zgubić. Mam do kogo wracać ;)

 

    Przyjeżdżam na wyznaczone miejsce, miś - przytulak z Jasiem i można ruszać.

 

    Zanim dojeżdżamy do Kołbaskowa, jeden agent wymiotuje nam już 3 razy… Myślę sobie – no w takim tempie, to mamy szanse pobić nawet rekord Gavii… Nieśmiało sugeruję, że może lepiej niech rodzic odbierze dzieciaczka już teraz, po co ma potem tyle kilometrów cisnąć i to za granicę. Na szczęście moje bardziej doświadczone koleżanki po fachu są dużo spokojniejsze i twierdzą, że to zwykłe zatrucie, które zaraz przejdzie. Tym samym uratowały chłopakowi wycieczkę (bo ja już bym go do domu odesłała). W ogóle dacie wiarę, że miały rację? No przyznaję z pokorą, że dużo muszę się jeszcze nauczyć… ;)

 

    Jedziemy przez Niemcy, Holandię, aż w końcu koło południa docieramy do Brukseli. Jakby ktoś się zastanawiał, jak to jest jechać sobie 13 godzin ściśniętym na fotelu w autokarze, to powiem Wam, że całkiem znośnie. Tak może trochę niezawygodnie, ale uczniowie w ogóle nie narzekają, to przecież ja też nie będę. A tak serio – oni naprawdę nie marudzili, nie jęczeli i się nie żalili. Brawo Ekipa!

 

    W stolicy Belgii wita nas bardzo zmienna pogoda. Raz leje, raz świeci słońce. Poczujmy się jak w domu. A nie, przepraszam – podobno w Polsce śnieg macie…? ;) Żarty żartami, wiecie co jest symbolem Brukseli? Manneken pis, czyli figurka sikającego nagiego chłopca w formie fontanny. Z całym szacunkiem, ale to już wolę warszawską Syrenkę ;) Choć Belgia może się jeszcze pochwalić swoimi belgijskimi frytkami, goframi, czy czekoladą. Próbujemy wszystkiego

 

    Dalej jedziemy w kierunku Francji. Tam już na nas czeka wykwintny francuski posiłek. No może nie tak do końca, bo jak dojechaliśmy, to się okazało, że eklerki jeszcze im się nie zdążyły rozmrozić. Swoją drogą, ja z początku myślałam, że tak ma być, że to może jakiś ich przysmak, albo takie lody. Z każdym kolejnym kęsem przekonywałam się, że coś jednak poszło nie tak… W ogóle czekając na posiłek narobiłam zdjęć jakiś przysmaków i wysłałam rodzicom uczniów przekonana, że to dla nas. Rzeczywistość okazała się nieco inna… ;) Ale spokojnie, potem było już tylko lepiej. No dobra, może te francuskie śniadania też jakoś na głowę nie biły, ale przynajmniej śmiesznie było (np. jak Borkin jadł płatki z mlekiem mikroskopijną drewnianą łyżeczką :D).

 

    Następnego dnia zwiedzaliśmy Wersal. Zarówno pałac królów, jak i ogromne ogrody. Za największy swój sukces tego dnia uznaję fakt, że się tam nie zgubiłam. A uwierzcie mi, było gdzie…

 

    Kolejna nocka w motelu pod Paryżem. Każdy ma osobne wejście z dworu. Dla opiekunów nie jest to zbyt komfortowa sytuacja, ale uczniowie znów spisują się elegancko. Choć atrakcji nie brakowało… 3:30 słyszę pukanie do drzwi. Asia otwiera, a tam stoi Werka w króciutkiej piżamie i narzuconej na siebie kurtce. Wpuszczamy ją do siebie (pogoda nas wówczas nadal nie rozpieszczała) i dowiadujemy się, że jej koleżanka z pokoju źle się czuje i wymiotuje. Wciągamy na siebie dresiki i działamy. Asia śmiga bezpośrednio do pokoju dziewczyn, ja kieruję się do pokoju Pani Ani, by dopytać, które leki mogę podać dziecku. Po jakiś 20 minutach akcja kończy się sukcesem. Można spać dalej

 

    Kolejny dzień spędzamy w Paryżu. Na początek Ogród Luksemburski. W tym najsłynniejszym parku Paryża widzę co najmniej kilka lekcji wfu (bo co może zobaczyć wfista na wycieczce zagranicznej… ;)). Zazdroszczę im warunków w jakich ćwiczą i zastanawiam się, czy tu nie zostać. No, ale przecież moja 4c… Dobra, wracam.

 

    Zwiedzamy francuską stolicę dalej. Ale nie wiem, czy wszyscy będą mieli miłe wspomnienia z tego dnia. Po dotarciu do Katedry Notre Dame okazuje się, że jednemu z naszych dzieciaczków ukradziono telefon. I muszę przyznać, że Gabi zniosła to naprawdę dzielnie. Znam sytuacje kiedy dzieciak wpada w histerię, bo za karę nie może używać telefonu np. przez kilka godzin. Tymczasem Gabi mówi tylko, że najbardziej żałuje notatek, które sobie zapisywała na telefonie oraz tego, że podczas jazdy autokarem nie będzie miała możliwości słuchania muzyki i czytania książek. W trakcie dalszej wędrówki mówi do mnie – „czuję się jak na obozie harcerskim, tyle chodzenia jest.” Na co ja dodaję – „i telefonu nie ma…” Bo grunt, to mieć dystans do siebie ;)

 

    Trzeba przyznać, że po tym incydencie dzieci pilnują swoich rzeczy jeszcze bardziej.

 

    Docieramy do Luwru. W środku okazuje się, że jest strajk i mimo biletów nie uda nam się wejść do muzeum. To się nazywa mieć szczęście – przejechać tyle kilometrów i trafić na strajk tego dnia. No cóż, na pewne rzeczy nie mamy wpływu. Idziemy na obiad, a po nim kierunek – wieża Eiffla…

 

    Szczerze powiem, że im bliżej, tym mniejsze wrażenie na mnie robi. Ogrom metalu i tyle. Ale to tak z perspektywy czekania pod nią (dosłownie) trzech godzin, by wjechać na górę. Choć nie ukrywam, że uczniowie mocno umilili mi ten czas. Co świrowaliśmy w tej kolejce, to nasze. W pewnym momencie jakiś Japończyk zaczął nam nawet brawo bić. Nie do końca wiemy o co mu chodziło, ale powiedzmy, że gratulował nam dobrej zabawy :D

    W końcu mamy bilety. Idziemy do windy. Zdaje się, że teraz już nic nie może nas zatrzymać. Tymczasem… Laura zgłasza mi, że się źle czuje. Pytam, czy gdzieś tutaj jest toaleta. Nie ma. Zresztą, Laura i tak już wymiotuje. Trzeba przyznać, że pięknie trafia w kratki w podłodze – jedyne względne miejsce na takie akcje… Wjeżdżamy na górę. Fotkom nie ma końca. Tutaj pozdrawiam Filipa, który w ciągu jakiś 5 sekund zdążył zrobić 23 fotki mi z dziewczynami oraz… 10 selfiaczków… ;)

    Tutaj szacunek również dla Pani Ani, która pomimo swojego lęku wysokości otwiera oczy na górze. W windzie miała zamknięte. Nie pytajcie.. :D

 

    Następny punkt wycieczki – rejs po Sekwanie. Choć zanim weszliśmy na pokład, Laura znów miała przygody żołądkowe, które trwały dalej podczas rejsu. Na szczęście (dla Laury i Pani Asi) robiłam miliony zdjęć, więc potem mogły sobie odtworzyć ten rejs na kartach mych fotografii (bo sporą część czasu spędziły w toalecie (lub jej poszukiwaniu)). Bo wycieczka wycieczką, ale my-nauczyciele cały czas jesteśmy w pracy (jakby ktoś zapomniał) ;)

 

    I tu muszę oddać, że wieża Eiffla z perspektywy statku na Sekwanie podczas zachodu słońca i po zmroku, robi wrażenie. Naprawdę było zacnie.

 

    Po dniu pełnym wrażeń, wracamy na nockę do hostelu, by z samego rana wyruszyć do chyba przez większość najbardziej wyczekiwanej Hiszpanii…

 

    Szczęśliwie docieramy do celu tak, że nawet jeszcze na obiadokolację zdążamy. I w końcu można zjeść coś innego niż croissanty ;) No i te hiszpańskie pomarańcze…

 

    Następnego dnia zwiedzamy Barcelonę. Na mnie osobiście robi dużo większe wrażenie, niż Paryż.

    Spacer po starówce, La Ramblas, Katedra św. Eulalli, czy mural El Beso składający się z 4 tysięcy ceramicznych płytek ze zdjęciami przedstawiającymi ideę wolności tworzących obraz pocałunku, który można zobaczyć tylko z pewnej perspektywy. Jeśli dodamy do tego Sagrade Familia budowaną już ponad 140 lat, czy spacer po Parku Guell z jedną z najdłuższych ławek świata, to ciężko się nie zakochać.

 

    Tego dnia odwiedziliśmy też Muzeum Picassa. Z pewnością znacie to nazwisko. Nie wiem jak Wy, ale ja niejednokrotnie się zastanawiałam, jak to możliwe, że obrazy Picassa wyglądające jakby malowało je dziecko, sprzedają się za takie niewyobrażalne kwoty. Otóż, Picasso jako mały chłopiec już tworzył bardzo profesjonalne obrazy. Potem, kiedy był dojrzałym mężczyzną (i cenionym artystą) zaczął malować tak, jak robią to dzieci. Można powiedzieć, że nadrabiał to, czego nie zaznał w dzieciństwie.

 

    Następny dzień to wizyta na Stadionie Olimpijskim, na którym w 1992 roku odbywały się Igrzyska Olimpijskie (nie mylić z Olimpiadą… ;)) oraz stadion na Camp Nou. Tutaj zawody, jak dla mnie wygrała Pani Asia, która po zejściu na płytę boiska kuca, dotyka „trawy” i mówi – „ale jakaś tak dziwna.” Patrzę na Nią i mówię – „Asia… ale to jest sztuczna nawierzchnia. Ta prawdziwa trawa jest tam dalej, gdzie panowie koszą…” Uwielbiam Ją :D W ogóle Jej głównym punktem tego dnia było… Cafe Barca. Pomijam fakt, że jak kupiłyśmy kawę, to ja ¼ wylałam zanim doniosłam do stolika. Aha, tutaj musi pojawić się zdjęcie z motywem przewodnim „4C”, obiecałam Im to ;)

 

    Po powrocie do hotelu, popołudnie spędziliśmy na Costa Brava nad Morzem Śródziemnym. A komu było mało atrakcji wodnych, mógł jeszcze skorzystać z hotelowych basenów. Potem pakowanie i powrót…

 

    Po drodze mamy jeszcze nockę w Lyonie. Tutaj Francja znów mnie zaskakuje… W razie gdyby coś ci się przytrafiło po 21, to nie masz co liczyć na kogoś w recepcji. Pani poszła do domu. Ewentualnej pomocy można oczekiwać rano, jak ktoś przyjdzie przygotowywać śniadanie. A jak się pewnie domyślacie, nam się przytrafiło… Chłopcy zatrzasnęli swoją kartę od pokoju w… pokoju. Tym samym już do niego nie mogli wejść. Nockę musieli spędzić gościnnie w innych pokojach. I tej gościnności, to Francuzi mogliby się od nas uczyć… Otóż… jeśli znajdziecie na zdjęciu chłopca, który śpi wciśnięty pomiędzy dwa łóżka, przykryty tylko kocykiem, to… chłopiec, który oddał swoje łóżko koledze. „Będzie fajnie, mówili…” :D

 

    Podczas dalszej podróży próbowaliśmy wkręcić rodziców i Dyrekcje, że autostrady w Niemczech są pozamykane i musimy jechać inaczej. Czeka nas dodatkowy nocleg w czeskim hotelu i prawdopodobne nie wrócimy do poniedziałku, więc prosimy o zastępstwa. I może gdyby to nie był 1 kwietnia, to by nam się udało. Ale, że Prima Aprilis, to jednak trzeba było wracać na czas :D

 

    Po drodze jeszcze niektórzy dostali swoje dyplomy, widoczne na zdjęciach. Choć każdy uczestnik tej wyprawy zasługuje na dyplom…

 

    Szczególne podziękowania ślemy do Panów kierowców, którzy zapewnili nam bezpieczną podróż oraz potrafili znaleźć miejsce na przymusowy przystanek w dosłownie 5 minut. A proszę mi wierzyć, na trasie gdzie pokonujesz kilka tysięcy kilometrów, to niezwykle cenna umiejętność…

 

    Również na słowa uznania zasługuje Pan pilot wycieczki, który skomponował nam tak liczne atrakcje oraz (co wcale nie jest mniej ważne) robił najlepszą kawę na trasie…

 

    Podziękowania kierujemy także w stronę Rodziców. Powierzyli nam Państwo swoje najcenniejsze skarby, czy może być coś lepszego, niż zaufanie w tym przypadku? Dziękujemy…

 

    Drodzy Uczniowie, dziękujemy też Wam. Po prostu za to, że jesteście! Bo bez Was nie byłoby niczego…

 

    No i na koniec trochę mojej prywaty:
Ania – boję się Twoich kolejnych pomysłów, ale… weź Ty się kobieto nie zmieniaj…
Asia – z Tobą mogę nawet tysiące kilometrów przemierzać i jest to przyjemne…
Uczniowie – dziękuję, że mnie nie zgubiliście (i pozwalaliście wrzucać relacje z Wami na IG… :D)

    Jeśli dobrnęliście do końca, to szczerze gratuluję. Proszę jednocześnie, by mieć na uwadze, że to jedynie moje SUBIEKTYWNE odczucia z tych kilku dni. Zachowanie dystansu mile widziane ;)
Pozdrawiam serdecznie,
KP :)

P.S. Jakbyście chcieli wiedzieć, to na wieżę Eiffla nie wpuszczają z piłkami (nawet jeśli kupicie tę z PSG) o czym przekonał się Michał… A do Wersalu nie zabierajcie scyzoryków… W tym miejscu pozdrawiam Macieja… ;)

 

 

Data dodania: 2023-04-15 15:56:19
Data edycji: 2023-04-15 15:56:58
Ilość wyświetleń: 198

Kalendarz

LABORATORIA PRZYSZŁOŚCI

Przejdź na stronę swojej klasy zobacz najnowsze wpisy i bądź na bieżąco!
Więcej informacji

Nasi Partnerzy

Bądź z nami
Aktualności i informacje
Biuletynu Informacji PublicznejElektroniczna Platforma Usług Administracji Publicznej
Logo Facebook
Facebook
Biuletynu Informacji Publicznej
Elektroniczna Platforma Usług Administracji Publicznej